Natalia Nykiel: Dam radę
Otwarta, a zarazem skryta. Z sukcesami na koncie, ale jednocześnie gdzieś z boku, z dużym wsparciem rodziny i przyjaciół, co bardzo często podkreśla, używając liczby mnogiej. Spontaniczna, choć z ustalonym z góry planem. Pełna sprzeczności? Raczej z całkiem sprytnie obraną strategią przetrwania.
___________________________
Zacznijmy od oczywistości. „Voice of Poland".
Tak?
Marek Piekarczyk, trener w edycji programu, w której występowałaś, skwitował twój występ eliminacyjny: „Byleby cię tylko nie zeżarli". Zeżarli?
Wiele osób mi przypomina te słowa, szczególnie mój Tata. Wariat nie wie, że zwariował, więc to nie ja powinnam na to pytanie odpowiadać. Ale chyba nie jest tak źle: wciąż mam wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy byli ze mną, gdy zaczynałam. Staram się stać twardo na ziemi, a gdy czuję, że coś porywa mnie w niewłaściwą stronę, próbuję się temu nie poddać.
Fajna, młoda dziewczyna to łakomy kąsek dla szołbiznesowej machiny. Odbębnijmy czeklistę. Są propozycje ustawek od tabloidów?
Nie.
„Playboy"?
„CKM" zadzwonił niemal natychmiast po sukcesie piosenki „Bądź duży", bardzo nas zdziwiło, że chcą rozebrać dziewczynę, która ma na swym koncie zaledwie jeden hit. Odmówiłam. Zresztą gdyby ktoś złożył teraz taką propozycję, też bym odmówiła [głos z offu, Kuba Parowicz – menedżer Natalii, przeglądający e-maile: No to właśnie odmówiłaś]. Nie czuję, żeby to było mi potrzebne.
A „Taniec z gwiazdami"?
Oj nie! Choćby dlatego, że byłam raz na lekcji tańca i powiedzmy sobie szczerze: to jest kompletnie nie dla mnie, nawet jako wyzwanie. A zamiast uczestniczyć w „Azja Express", wolę wziąć swoich przyjaciół na taką wyprawę prywatnie, a nie przed kamerami.
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Nie chciałabyś sobie trochę ułatwić? Kilka twoich koleżanek całkiem nieźle na tego typu rozwiązaniach wyszło.
Pytanie, co kto rozumie jako „nieźle". Rozumiem, że ktoś chce bywać i by mówiono o nim również w kontekstach pozazawodowych. Moim priorytetem jest to, żeby być kojarzoną tylko dzięki mojej pracy.
W „Voice of Poland" przemiał jest ogromny, wiele wspaniałych głosów, ale udaje się tylko nielicznym.
Czuję, że pokazałam się z dobrej strony, ale miałam też szczęście: od razu po programie dostałam propozycję kontraktu, jednocześnie poznałam też Kubę i rozpoczęliśmy współpracę. To, co osiągnęliśmy na przestrzeni ostatnich trzech lat, wymagało wiele pracy. Wyrzeczenia, wyzwania, praca fizyczna, praca w studio, wystawianie się na ciągłą ocenę ludzi, wreszcie: wiele okoliczności, na które nie ma się wpływu, a które mają wpływ na ciebie. To naprawdę ciężki kawałek chleba. Staram się też dbać o szczegóły. Kiedyś nie pomyślałabym, że będę główkować nad tym, jakim językiem mam prowadzić profil na Facebooku. Nadal uczę się tego, jak udzielać wywiadów – często po rozmowie z dziennikarzem myślę: „Kurde, powinnam była powiedzieć jeszcze to, a o tym nie powinnam mówić".
Słyszę w tym dużo pokory.
Wielu ludzi, którzy wychodzą z „Voice’a", myśli o sobie w kategorii gwiazdy. Stoisz w świetle reflektorów w pięknym telewizyjnym studiu, ludzie klaszczą, jesteś rozpoznawalny. Dla branży „Voice" nie znaczy wiele, a jako uczestnik takiego programu musisz pokazać nieco więcej niż osoba, która pojawia się z ulicy, udowodnić, że nie jesteś telewizyjnym produktem. Marzenia to za mało, a talent i szczęście nie wystarczą. Trzeba na to wszystko ciężko pracować. I czekać.
Twój pierwszy singiel, „Wilk", praktycznie przepadł, a debiut „Lupus Electro" też nie od razu chwycił.
Nie powiedziałabym w ten sposób. „Wilka" grało mało rozgłośni, i to najczęściej w nocy (śmiech), jednak teledysk ma dobrych kilka milionów wyświetleń, co jest naprawdę imponującym wynikiem. Ja po wydaniu singla i płyty chciałam grać jak najwięcej koncertów. Owszem, na początku myślałam: czemu mamy właściwie pusty terminarz? Jednak szybko zrozumiałam, że na koncerty, jakie chcemy grać, trzeba zapracować. Tak naprawdę nie czekaliśmy długo na pierwsze propozycje showcase’ów, festiwali czy koncertów plenerowych. Zagraliśmy też pierwszą trasę klubową, która zakończyła się dla nas frekwencyjnym jak na tamten okres sukcesem, którego nie oczekiwaliśmy. Nigdy nie miałam ciśnienia na listy przebojów, a jednak ten przyszedł już wraz z drugim singlem, czyli „Bądź duży".
Media były początkowo dość wstrzemięźliwe wobec tej piosenki, a przypomnijmy: stoi za nią ponad 46 milionów odtworzeń na YouTubie.
Żartuję sobie, że jesteśmy trochę zmorą dla radia. Nasze piosenki odbijają się w rozgłośniach od ściany, bo niby nie wpisują się w kanon. A gdy zdobywają popularność w internecie, to radia się nad nimi pochylają, by nie zostać w tyle. Radio bardzo nam jednak pomaga: gdyby nie ono, wielu ludzi w ogóle nie wiedziałoby o moim istnieniu. A tym, którzy usłyszą moją piosenki w radiu, na koncertach mogę pokazać, że nie jestem tylko piosenkarką od przebojów. Na żywo mogę pokazać muzykę w pełnej krasie, dźwięki łączą się z obrazami, tu mogą pobudzić wyobraźnię ludzi, która na co dzień, przytłumiona życiem codziennym, pozostaje uśpiona. To podczas koncertów mogę pokazać słuchaczom, kim jestem.
Na pytanie o to, kim jesteś, próbują też odpowiedzieć media. I zazwyczaj pojawia się w tym kontekście nieśmiertelne pytanie: alternatywa to czy może już pop? Jak w piosence Heya, gdzie można być tylko mądrym albo głupim, tylko warszawskim albo szczecińskim.
Dziennikarze lubią szufladki, bo to najprostsze rozwiązanie, a gdy ktoś się w nie nie wpisuje, robi się problem. Proponowałabym zastosować prostszy podział: albo coś się podoba, albo nie, niezależnie od przyporządkowywania muzyki do gatunku. Sama słucham różnych rzeczy i pewnie wiele osób zadziwiłaby zawartość mojej płytoteki. A gdy przyszło do nagrywania, było dla mnie oczywiste, że będę oscylować wokół elektroniki.
Wybrałaś sobie najlepszego współpracownika z możliwych – Fox jest producentem obu twoich płyt.
Poznałam go wcześniej, byłam fanką jego solowych płyt, obserwowałam też to, co robił z Marią Peszek, a gdy zaczął mi kiełkować pomysł na płytę, postanowiłam do niego zadzwonić. Tak po prostu. Jestem pod wrażeniem swojej odwagi, przecież on mnie w ogóle wtedy nie kojarzył! Wyobrać sobie – jesteś topowym producentem, a tu dzwoni do ciebie laska, która wystąpiła w jakimś tam programie, i proponuje współpracę. Swoją drogą, ze swoich płyt jestem piekielnie dumna. Ponoć artysta nigdy nie powie, że jest zadowolony ze swojej pracy – ja ten mit obalam – w „Discordii", mojej nowej płycie, nic bym nie zmieniła.
„Discordia" to „Niezgoda". Na co?
Między innymi na to, co zobaczyłam przez ostatnie trzy lata. Przyjechałam do Warszawy z małej miejscowości (Piecki koło Mrągowa – M.T.) jako osiemnastolatka. Nie ukrywam, że na początku trochę się dużym miastem zachłysnęłam – weszłam w ten piękny świat, poznałam mnóstwo rozpoznawalnych osób. Z biegiem czasu dostrzegłam pewne niezdrowe mechanizmy, które tym światem rządzą. Przede wszystkim hipokryzję. Do tego ludzie w show-businessie mają tendencję do odlatywania. Zauważyłam, że śladem mojego otoczenia zaczynam oceniać innych, czego wcześniej nie robiłam i co zaczęło mnie zastanawiać. Postanowiłam więc skupiać się tylko i wyłącznie na swoim nosie. Nadal mnie jednak przeraża, jak bardzo bezlitośni potrafią być ludzie, choćby w internecie.
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Gdy czyta się o sobie, że jest się głosem pokolenia albo królową elektropopu, to odlecieć nie jest trudno.
Na „królową elektropopu" patrzę z przymrużeniem oka. Z kolei etykieta głosu pokolenia nieco mnie przeraża i zawstydza – to nie było moją intencją. Weźmy choćby pod uwagę „Dużego" – ludzie nazywają go feministycznym manifestem. Takie traktowanie tej piosenki to jednak nadinterpretacja. Wierzę w siłę kobiet, we wzajemny szacunek, ale na ten moment mojego życia nie chcę być postrzegana jako ktoś, kto walczy na czele ogromnej grupy.
Może ten głos pokolenia wziął się stąd, że nie śpiewasz o tym, że jesteś gorętsza niż ogień i że nawet woda cię nie ochłodzi, jak koleżanki po fachu, ale nawołujesz mężczyzn do tego, by się ogarnęli („Bądź duży"), a także wyraźnie sprzeciwiasz się nieuczciwości w związku („Spokój"). Mało osób jest tak otwartych i bezkompromisowych.
Śpiewam takim językiem, jakim mówię. Nie umiałabym podpisać się zarówno pod słowami o niczym, jak i jednoznacznie pięknymi, poetyckimi. Pisząc, łapię się na tym, że nie jestem pewna, czy mam aż tak bardzo mówić wprost, czy przypadkiem nie naruszam swojej strefy osobistej. To jednak właśnie teksty są przestrzenią na mówienie o tym, o czym w tym wywiadzie nigdy bym nie opowiedziała. A co ciekawe, tylko część słuchaczy w ogóle podejmuje jakiekolwiek próby interpretacji słów piosenek. Dla większości „Spokój" to wesoły wakacyjny utwór. Oczywiście nie oczekuję, by ktoś rozkminiał te treści nieprzerwanie, ale dziwi mnie, że dla dużej części odbiorców przekaz pozostaje nieczytelny.
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Twoja twórczość ma bardzo duże oparcie w tobie samej. Jak bardzo jesteś otwarta na to, co zewnętrzne?
Świat zewnętrzny inspiruje nas do działania, do przełamywania granic, do próbowania nowych rzeczy. Przykładowo nad tegoroczną trasą koncertową „Total Tour" pracowaliśmy bardzo długo, a występy innych artystów pokazały nam, że możliwości jest wiele, nawet jeśli to są rzeczy bardzo proste – nie trzeba pięćdziesięciu tancerzy, by efekt był znakomity – czasem wystarczy gra świateł i zabawa kolorami. Zresztą myśląc o muzyce, myślę właśnie kolorami, każdy z moich utworów ma przypisaną w mojej głowie inną barwę, choć może to nie jest tak daleko posunięta synestezja jak u Lorde.
Śledzisz uważnie bieżące tendencje w muzyce, w modzie?
Nie dzieje się to regularnie, jest to raczej przypadkowe, zresztą dla mnie inspiracją może być witryna, billboard, coś pozornie nieistotnego. Trendem powinno być to, w czym sami czujemy się dobrze. Ubieranie każdej dziewczyny w to samo nie jest dobrym rozwiązaniem – wiele nas różni, a stajemy się identyczne. Trend powinien wynikać z nas, a nie z tego, co jest ogólnie modne – po co iść za tłumem, skoro czegoś w ogóle nie czujemy?
Zdarzyło się, że ktoś próbował wymusić na tobie rozwiązanie, którego nie czułaś?
Od pierwszego kontaktu z wytwórnią bardzo wyraźnie nakreśliłam, kim chcę być. Na pierwsze spotkanie przyszłam z karteczką, na której metodycznie wypisałam sobie to, na czym mi zależy, i to, czego nie chcę. Pewnie nie wszystko, co sobie założyłam, udało mi się osiągnąć – wobec paru rzeczy byłam sceptyczna, ale okazało się, że ich zastosowanie wyszło mi na dobre. Kluczowy jest pomysł na siebie: stajesz się wtedy partnerem do rozmowy i nie dajesz się zwodzić na manowce. Czuję się „jakaś" i bronię tej jakości. Dlatego też przy żadnej z moich płyt wytwórnia nie próbowała niczego zmieniać. Kiedyś pojawiło się pytanie z jakiegoś radia, czy w „Bądź duży" możemy zastąpić „sukę" innym słowem, ale się nie zgodziliśmy. Dzięki temu, że jesteśmy stanowczy, ludzie, którzy z nami współpracują, wiedzą, że pewnych propozycji nie ma w ogóle sensu nam składać. Nie jestem uległa.
Niewiele osób jest w stanie pozwolić sobie na to, by być w stu procentach panem, a właściwie panią swego losu. To cholernie komfortowe.
To jest właśnie efekt pracy, którą wraz ze swą ekipą wykonałam. Mając kontrolę nad wszystkim, dbając o najmniejsze detale, buduję swoją pozycję.
Masz dwadzieścia dwa lata, budujesz więc nie tylko swoją muzykę, ale również samą siebie. Dojrzewasz na naszych oczach.
Mam nadzieję, że ludzie dostrzegają, że rozwijam się muzycznie, przyznam nieskromnie, że widzę sporą różnicę między „Lupus Electro" a „Discordią", widzę naturalny postęp. To dojrzewanie czuć właśnie przez moją twórczość, nie widać natomiast, i jest to w pełni moja świadoma decyzja, tego, co je determinuje – to dzieje się w sferze prywatnej. Natalia Nykiel, wokalistka, na scenie daje upust tym emocjom, które kształtują ją poza sceną, ale nie do końca też je nazywa, bo nie czuje takiej potrzeby. Widzicie mały wycinek tego, kim jestem. Nie będę oszukiwać, że nie ma pokusy pokazania czegoś więcej, mogą się wiązać z tym pewne profity. Ale z drugiej strony – opór wobec takiej pokusy nie jest właściwie trudny. Dlatego też w wielu piosenkach nie do końca zdradzam, czy opowiadam swoje własne historie, czy też są to tylko obserwacje.
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Dojrzewanie to nieuchronne zmiany. Gdybyś miała spojrzeć na siebie sprzed paru lat, to w jakim aspekcie wykonałaś największą pracę, gdzie najbardziej się zmieniłaś?
Wyostrzyłam pewność siebie. Bez niej nie dałabym psychicznie rady. Gdy zadałeś to pytanie, przypomniałam sobie, że będąc nastolatką, śpiewałam w zespole heavymetalowym i w pewnym momencie uznałam, że chcę odejść. Nie umiałam jednak tego z siebie wydusić, a gdy wreszcie zebrałam się na odwagę, to się zwyczajnie rozpłakałam i dość długo zabrało moim kumplom z zespołu zrozumienie tego, co chcę im przekazać. A gdybym miała to zrobić teraz, to powiedziałabym prosto z mostu: dzięki, chłopaki, to był superczas, ale ta formuła się wyczerpała, muszę iść dalej. Wyzwania? Bardzo proszę!
Przed tobą wciąż długa droga i szukanie samej siebie. W jednej z piosenek na „Discordii" twierdzisz: „Nie należę do dam, co muszą w tańcu parę mieć", w innej: „To mój największy strach: pusty kąt, ja i noc".
Odczuwam pewien dysonans pomiędzy tymi dwiema emocjami – z jednej strony chcę być niezależna, z drugiej: boję się samotności; ten balans trzeba ułożyć w głowie. Świetnie to wyłapałeś, nie zdawałam sobie z tego zestawienia aż tak bardzo sprawy – tekst jest jakimś ciągiem myśli, tu i teraz, a dopiero potem często przychodzi refleksja nad właściwym znaczeniem słów. Natalia Przybysz przyznała kiedyś, że gdy napisała „Miód", zupełnie nie wiedziała, o czym są te słowa, w jakim ich użyła kontekście. Wróciła do nich po paru latach i dopiero wtedy odkryła ich właściwe znaczenie.
Jesteś w świetnym momencie swego życia i czerpiesz z niego pełnymi garściami. Zastanówmy się, jak na rozmowie o pracę, gdzie widzisz się za pięć lat.
Znów przywołam tekst, tym razem zespołu Bitamina, kierowany do Boga: „Zamiast mi czegoś dodawać, wolę byś niczego mi nie odejmował". Nie mam dużych oczekiwań, dlatego też spotyka mnie wiele świetnych niespodzianek. Wolę czekać, niż nakręcać się na cokolwiek.
A gdyby się jednak okazało, że to wszystko zostaje ci odjęte?
Poszłabym do pracy (śmiech). Na pewno byłoby mi smutno, kocham muzykę. Szybko wzięłabym się jednak w garść – nie mam dwóch lewych rąk, dużo umiem, jestem inżynierem. To, co mi pierwsze przyszło do głowy, to wyjazd do Ameryki Południowej. Dam radę.
Rozmawiał: Maciej Tomaszewski
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Foto: Paweł Fabjański / Shootme
Natalia Nykiel: Wokalistka, autorka tekstów, kompozytorka. Śpiewała w zespole heavymetalowym, została laureatką festiwalu „Śpiewamy Poezję", była finalistką drugiej edycji programu „Voice of Poland", dzięki czemu podpisała kontrakt z Universalem. Wydała dwie płyty: „Lupus Electro" (złota płyta) i „Discordia", wyprodukowane przez Michała „Foxa" Króla. Współpracowała między innymi z Kasią Nosowską, Marią Peszek i Dawidem Podsiadło. Klip do jej największego przeboju, „Bądź duży", znajduje się w czołówce listy najczęściej odtwarzanych teledysków na YouTubie.Inżynier ochrony środowiska.
Magazyn miejski. Wywiady i zapowiedzi koncertów, ciekawe wydarzenia, festiwale muzyczne. Aktivist poleca. Gdzie warto być i co trzeba zobaczyć. Koncerty, miejsca, blog. Wszystko co Warszawa, Poznań, Wrocław, Łódź, Katowice, Gdańsk, Sopot, Gdynia, Kraków muszą wiedzieć. Miasto jest nasze!
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Otwarta, a zarazem skryta. Z sukcesami na koncie, ale jednocześnie gdzieś z boku, z dużym wsparciem rodziny i przyjaciół, co bardzo często podkreśla, używając liczby mnogiej. Spontaniczna, choć z ustalonym z góry planem. Pełna sprzeczności? Raczej z całkiem sprytnie obraną strategią przetrwania. ___________________________ Zacznijmy od oczywistości. „Voice of Poland". Marek Piekarczyk, trener w edycji programu, w której występowałaś, skwitował twój występ eliminacyjny: „Byleby cię tylko nie zeżarli". Zeżarli? Fajna, młoda dziewczyna to łakomy kąsek dla szołbiznesowej machiny. Odbębnijmy czeklistę. Są propozycje ustawek od tabloidów? „Playboy"? A „Taniec z gwiazdami"? Nie chciałabyś sobie trochę ułatwić? Kilka twoich koleżanek całkiem nieźle na tego typu rozwiązaniach wyszło. W „Voice of Poland" przemiał jest ogromny, wiele wspaniałych głosów, ale udaje się tylko nielicznym. Słyszę w tym dużo pokory. Twój pierwszy singiel, „Wilk", praktycznie przepadł, a debiut „Lupus Electro" też nie od razu chwycił. Media były początkowo dość wstrzemięźliwe wobec tej piosenki, a przypomnijmy: stoi za nią ponad 46 milionów odtworzeń na YouTubie. Na pytanie o to, kim jesteś, próbują też odpowiedzieć media. I zazwyczaj pojawia się w tym kontekście nieśmiertelne pytanie: alternatywa to czy może już pop? Jak w piosence Heya, gdzie można być tylko mądrym albo głupim, tylko warszawskim albo szczecińskim. Wybrałaś sobie najlepszego współpracownika z możliwych – Fox jest producentem obu twoich płyt. „Discordia" to „Niezgoda". Na co? Gdy czyta się o sobie, że jest się głosem pokolenia albo królową elektropopu, to odlecieć nie jest trudno. Może ten głos pokolenia wziął się stąd, że nie śpiewasz o tym, że jesteś gorętsza niż ogień i że nawet woda cię nie ochłodzi, jak koleżanki po fachu, ale nawołujesz mężczyzn do tego, by się ogarnęli („Bądź duży"), a także wyraźnie sprzeciwiasz się nieuczciwości w związku („Spokój"). Mało osób jest tak otwartych i bezkompromisowych. Twoja twórczość ma bardzo duże oparcie w tobie samej. Jak bardzo jesteś otwarta na to, co zewnętrzne? Śledzisz uważnie bieżące tendencje w muzyce, w modzie? Zdarzyło się, że ktoś próbował wymusić na tobie rozwiązanie, którego nie czułaś? Niewiele osób jest w stanie pozwolić sobie na to, by być w stu procentach panem, a właściwie panią swego losu. To cholernie komfortowe. Masz dwadzieścia dwa lata, budujesz więc nie tylko swoją muzykę, ale również samą siebie. Dojrzewasz na naszych oczach. Dojrzewanie to nieuchronne zmiany. Gdybyś miała spojrzeć na siebie sprzed paru lat, to w jakim aspekcie wykonałaś największą pracę, gdzie najbardziej się zmieniłaś? Przed tobą wciąż długa droga i szukanie samej siebie. W jednej z piosenek na „Discordii" twierdzisz: „Nie należę do dam, co muszą w tańcu parę mieć", w innej: „To mój największy strach: pusty kąt, ja i noc". Jesteś w świetnym momencie swego życia i czerpiesz z niego pełnymi garściami. Zastanówmy się, jak na rozmowie o pracę, gdzie widzisz się za pięć lat. A gdyby się jednak okazało, że to wszystko zostaje ci odjęte? Maciej Tomaszewski Paweł Fabjański / Shootme Natalia Nykiel: